Konstytucja nie zabrania ograniczenia liczby kadencji organów jednoosobowych w samorządach terytorialnych np. do dwóch od najbliższych wyborów w 2018 roku. Jest także możliwe, żeby ograniczenie dotyczyło tych włodarzy, którzy już sprawują swoje funkcje ponad dwie kadencje - oto wnioski z konferencji zorganizowanej przez Narodowy Instytut Samorządu Terytorialnego. Wzięło w niej udział kilkudziesięciu samorządowców i naukowców, m.in.: dr Tomasz Kłos z Uniwersytetu Łódzkiego, dr hab. Mirosław Karpiuk z Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego, dr hab. Wojciech Misztal z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, dr hab. Piotr Wawrzyk z Uniwersytetu Warszawskiego. W dyskusji największą wątpliwość wywoływała kwestia, czy limit kadencji powinien być liczony od końca kadencji, w trakcie której ustawa ograniczająca będzie wchodziła w życie. "Do tego limitu nie powinny być wliczane kadencje poprzedzające wprowadzenie nowej regulacji, chociaż takiego rozwiązania nie wyklucza prawo" – powiedział dr hab. Mirosław Karpiuk z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. "W Europie jest różnie, choć w większości krajów (Niemcy, Francja, Norwegia, Belgia) nie ma ograniczeń związanych z kadencyjnością w samorządach" – zauważył dr hab. Piotr Wawrzyk. "W kilku krajach trwa dyskusja podobna do tej, jaka toczy się u nas. Wynika to jednak każdorazowo z innych przesłanek, np. w Bułgarii jest ona nadal związana z dekomunizacją w samorządach" – dodał. Niektórzy samorządowcy zwracali uwagę, że wprowadzenie kadencyjności może spowodować, że przekazywanie władzy będzie następować poprzez wskazanie swojego następcy przez odchodzącego włodarza. – Tak zwany efekt „delfina” występuje i dzisiaj – zauważył dr hab. Wojciech Misztal. – Tak było w przypadku Gdyni i Katowic, gdzie pałeczkę przejmowali wskazani przez odchodzących prezydentów ich następcy. Konferencja odbyła się 21 lutego br. w Walewicach (woj. łódzkie).
Sławomir Stalmach
Zastępca Dyrektora Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego